13 sierpnia 2014, 13:35
5 minut czytania
Okręg PZW w Kaliszu
Las
wędek na Roszkowie
Marek
Grajek
Można
powiedzieć, że rzeczywiście 10 sierpnia 2014 r,. nad zbiornikiem
Roszków koło Jarocina, wyrósł las wędek. Odbyły się tu
najliczniejsze zawody wędkarskie, które corocznie organizuje
Kapitanat Sportowy Okręgu Kaliskiego PZW. Na starcie stanęło równo
200 zawodników, którzy reprezentowali 100 drużyn dwuosobowych, bo
w takiej formule są te zawody rozgrywane. Ograniczeniami są:
długość wędki do 5 metrów oraz obowiązek używania kołowrotka.
Cała reszta pozostaje w gestii zawodników. Można więc łowić
zarówno metodami gruntowymi jak i spławikowymi.
Kiedy
około 5.30, dotarłem na miejsce zbiórki, w skrytości ducha,
zastanawiałem się, ile będą trwały sprawy organizacyjne związane
z: potwierdzaniem udziału, losowaniem stanowisk, wydawaniem
pamiątkowych gadżetów, napoi (dla wszystkich uczestników) itp.
sprawy. Obsłużyć trzeba było „wielką armię ludzi". No i...,
jeszcze raz Kapitanat Sportowy udowodnił, że organizowanie, nawet
tak licznych zawodów, można przeprowadzić bardzo sprawnie. Duży
w tym jednak udział działaczy Koła
PZW Jarocin Miasto.
To ci ludzie, przez kilka dni, przygotowywali stanowiska wędkarskie
(zawody odbywały się wzdłuż całej linii brzegowej), wykaszali
dojścia i dojazdy, a w dniu zawodów podjęli się dodatkowo zadań
sędziowskich. Bardzo dużo pracy, wykonanej doskonale. Nie było
najmniejszego protestu. Brawo Panowie.
Przed
wymarszem na stanowiska, rozmawiałem z jednym z najlepszych
kaliskich zawodników, Grzegorzem
Lenczewskim.
Kiedy powiedział mi, że przygotowany jest ze swoim partnerem do
łowienia gruntowego (piker), wyraziłem obawę, że mogą „nie
połowić", i miałem niestety rację. Królowały odległościowe
metody spławikowe, w których kaliszanie nie czują się dobrze. Za
to, Sławek
Pietrzak i
Marek
Horyza (obecny
mistrz okręgu) z Raszkowa, potwierdzili swoją klasę, łowiąc
spławikami z odległości około 30 metrów 12080g ryb. To
rzeczywiście czołówka okręgu kaliskiego. Nie mniej, bardzo mocno
naciskali ich od samego początku: Robert
Prymas i Krzysztof Twardowski reprezentujący
kapitanat. Stałem przy nich i podziwiałem prawdziwy „koncert" w
łowieniu ryb. Niestety w trzeciej godzinie Robert „spuścił"
kilka większych ryb, prawdopodobnie leszczy, w granicach 400 do 500
gramów (kilka takich złowił) i nastąpiły chwilowe przestoje w
braniach, które w ogólnym rozrachunku zadecydowały, że zajęli
„dopiero" 3 miejsce z wynikiem 11130g. Wyprzedzili ich jeszcze
Przemysław
Pasek i Marcin Wolniak z Pleszewa łowiąc 11410g.
Niestety,
zawody te potwierdziły, że wielu wędkarzy nie do końca rozumie
rolę, jaką ma za zadanie spełnić zanęta, w miejscu, w którym
przypadło im łowić. W trudnych warunkach, np., nad zarośniętym
dnem (łany moczarki kanadyjskiej) nie potrafili sobie poradzić.
Zbyt ciężka zanęta, lądowała pośród roślinności, nie
spełniając w ogóle swoich zadań. Wystarczyło, w wielu
przypadkach, użyć lekko sklejonej ziemi z dżokersem i mrożoną
albo topioną pinką. Lekkie kule, po uderzeniu o wodę, rozpadałyby
się i na wierzchołkach roślinności, rozsypywały podane robaki.
Prawdopodobnie ryby stanęłyby wówczas nad roślinami i pozwoliły
się łowić. No cóż, uczymy się przez całe życie.
Ogłoszenie
wyników zawodów, które nadzorował sędzia klasy krajowej - Jan
Żurek z Jarocina, uhonorowane zostało wręczeniem pucharów dla zwycięzców
i łowców największych ryb oraz bardzo dużej ilości przeróżnych
upominków dla praktycznie 30 drużyn. To bardzo miłe, że nie tylko
pierwsza trójka jest nagradzana a drobny upominek pozwala wielu
uczestnikom wspominać rozegrane zawody. Sam brałem udział w
dziesiątkach zawodów i wielu z nich już nie pamiętam. Nawet tych
wygranych. Wiem natomiast, że takie jak te, pozostają w pamięci
na długo. Świetna impreza. Do zobaczenia za rok. Na pewno tu
przyjadę.
Podpis
pod zdjęciem:
Od
lewej: P. Pasek i M. Wolniak (2), S. Pietrzak i M. Horyza (1), R.
Prymas i K. Twardowski (3).
Artykuł i zdjęcie opublikowano za zgodą Gazety Życie Kalisza.
Galeria zawodów dostępna na stronie Okręgowego Kapitanatu Sportowego